Zagospodarowanie osadów ściekowych

Polskie szambo - czy da się z niego wyjść suchą stopą?

Redaktor Wodociagowiec.pl Dodany dnia: 20 kwietnia 2021 22:45

Polskie szambo - czy da się z niego wyjść suchą stopą?

 

Rynek nieczystości płynnych na terenach nieskanalizowanych w Polsce jest jednym z najbardziej zacofanych technologicznie w Europie. Od lat boryka się z nieuregulowaną kwestią starych zbiorników bezodpływowych oraz brakiem nadzoru nad dowozem ścieków do oczyszczalni i nowo powstającą infrastrukturą. Gminy nie mają skutecznych narzędzi do realizacji swoich obowiązków ustawowych, co stawia je na straconej pozycji. Dotychczasowe raporty Najwyższej Izby Kontroli zatrważają, a w 2021 roku NIK przeprowadzi szereg kolejnych kontroli. Polska ma gigantyczny problem z realizacją dyrektywy ściekowej, a naciski Komisji Europejskiej są coraz silniejsze. Gdzie zatem szukać powodów do optymizmu?

 

Mimo rozwoju technologicznego oraz intensywnego rozrostu sieci kanalizacyjnej, w Polsce zainstalowanych jest ponad 2,4 mln zbiorników bezodpływowych oraz przydomowych oczyszczalni ścieków. Liczba ta zamiast maleć, z roku na roku rośnie. To konsekwencja intensywnego rozwoju urbanistycznego na obrzeżach miast, w tak zwanych podmiejskich sypialniach, na osiedlach deweloperskich oraz w intensywnie rozwijającym się budownictwie jednorodzinnym.

 

Rozwój sieci kanalizacyjnej nie jest w stanie dogonić boomu budowlanego. Na domiar złego, wyniki analizy porównawczej przeprowadzonej na obszarach nieskanalizowanych, również nakazują bić na alarm. Do oczyszczalni, w postaci ścieków, wraca raptem ⅓ zużytej przez gospodarstwa wody. To co się dzieje z pozostałymi nieczystościami jest tajemnicą poliszynela. Lądują one w lasach, na polach, a nawet zrzucane są bezpośrednio do cieków i zbiorników wodnych.

NIK bije na alarm

 

Nadzór nad gospodarką nieczystościami sprawują gminy, które mają za zadanie monitorowanie sytuacji, kontrolowanie podmiotów rynku asenizacyjnego oraz raportowanie do władz centralnych. Jak to wygląda w rzeczywistości? Z przeprowadzonych przez NIK kontroli w 2015 roku w województwie lubuskim wynikało, że[1]:

  • Badane gminy nieskutecznie i nieprawidłowo nadzorowały sposób odprowadzania przez mieszkańców nieczystości ciekłych z szamb i przydomowych oczyszczalni ścieków;
  • W blisko połowie skontrolowanych gmin nie prowadzono ewidencji lub realizowano ten obowiązek nierzetelnie;
  • W wielu miejscach nie kontrolowano sposobu i częstotliwości opróżniania zbiorników, a w sytuacji ujawnienia nieprawidłowości nie wyciągano żadnych konsekwencji;
  • Zaniechania gmin powodowały, że część mieszkańców bagatelizowała obowiązki związane z prawidłowym pozbywaniem się nieczystości ciekłych i mogła czuć się bezkarnie.

 

Warto podkreślić, że władze gmin znajdują się w bardzo trudnym położeniu. Szereg nałożonych na nie obowiązków, o których poniżej, nie szedł dotychczas w parze ze wsparciem technologicznym, które mogłoby znacznie odciążyć dedykowane podmioty od żmudnej i czasochłonnej pracy, a w efekcie pozwolić na podniesienie jakości nadzoru nad obiegiem wody. Dopiero w drugiej połowie 2020 roku pojedyncze wielkopolskie gminy zaczęły wdrażać rozwiązania, które docelowo mają zmienić ich modus operandi w tym zakresie.

 

Kontrole NIK w 2021 roku będą kontynuowane i już zostały ujęte w planie na najbliższe miesiące. Najwyższa Izba Kontroli zrealizuje[2] kontrole w obszarze zbiorników bezodpływowych na terenie dwóch województw oraz kontrole o tematyce zbliżonej (kontrola spółek komunalnych oraz przedsiębiorstw wodociągowych).

Obowiązki gmin

Obowiązki spoczywające na gminach w omawianym zakresie reguluje ustawa o utrzymaniu czystości.

 

  1. Udzielanie/wydawanie licencji na asenizację oraz kontrola firm objętych licencji[3]. Wytyczne jakie powinny spełniać firmy nie są dostosowane do współczesnych realiów. Warunkiem otrzymania licencji przez przedsiębiorcę jest wykazanie tytułu prawnego do wozu/-ów asenizacyjnego/-ych oraz pozwolenia na zrzut ścieków w lokalnej oczyszczalni. Nic ponadto: wystarczy wejść w posiadanie “szambiarki” i podpisać umowę z oczyszczalnią! Ustawodawca nie przewidział żadnej dodatkowej weryfikacji, np. posiadania niezbędnej aparatury pomiarowej lub rozwiązań informatycznych, które usprawniłoby nadzór gminy nad pracą wozaków.
  2. Kontrola nad firmami asenizacyjnymi, którym gmina wydała licencję. Jedynym przewidzianym w ustawie narzędziem kontrolnym dla gmin są sprawozdania dostarczane przez firmy asenizacyjne operujące na jej terytorium. Ustawodawca przewidział obowiązek raportowania jedynie sumy ścieków odbieranych (i to w ujęciu kwartalnym), co znacznie utrudnia, żeby nie powiedzieć: uniemożliwia szczegółową kontrolę opróżniania przydomowych szamb czy dowozu zadeklarowanych objętości ścieków do oczyszczalni. O ile przygotowano wzór takiego sprawozdania, o tyle w praktyce wiele gmin do tej pory przyjmuje sprawozdania pisane “na kolanie”. Forma przekazywanych dokumentów jest co najmniej dyskusyjna. W wielu przypadkach mowa o sprawozdaniach niekompletnych lub wręcz nieczytelnych. W efekcie praca odpowiednich organów kontrolnych nie tylko wydłuża się, ale często staje się wręcz całkowicie nieefektywna.
  3. Sprawozdawczość w zakresie lokalizacji punktów poboru nieczystości płynnych (lokalizacji szamb i przydomowych oczyszczalni ścieków). Co do zasady dane adresowe miejsca poboru ścieków powinny być przekazywane gminie przez lokalną oczyszczalnię (pozyskanie tych danych należy do obowiązków oczyszczalni). Wynika to z rozporządzenia ministra infrastruktury z 2002 roku[4]. Wóz asenizacyjny przy zrzucie ścieków zobowiązany jest do podania adresu nieruchomości poboru, rodzaju ścieków oraz ich ilości (objętości). W praktyce dane te dostarczane są w niewielkim procencie. Wynika to zarówno z braku odpowiedniej infrastruktury na zlewniach, jak i - prozaicznie - brak jakiejkolwiek możliwości podawania tych danych w momencie zrzutu. Warto przypomnieć, że oczyszczalnie (w imieniu gmin) mają prawo wymagać od firm asenizacyjnych dostarczenia raportów miesięcznych. I znów: w praktyce te są najczęściej niekompletne. a poszczególne zrzuty lubią się “gubić”. Ponadto należy odnotować, że nawet w najnowocześniejszych stacjach zlewnych zbieranie danych od kierowców zabiera od kilku do kilkunastu dodatkowych minut przed dokonaniem faktycznego zrzutu ścieków. Biorąc tu pod uwagę “zakolejkowanie” zlewni, zlokalizowanych zwłaszcza w obszarach podmiejskich, gdzie zagęszczenie nieskanalizowanych osiedli jest największe, mamy do czynienia z częstym pośpiechem i obustronną akceptacją procederu. Problem się kumuluje, a odpowiedzialność nadal spoczywa na gminie.
  4. Sprawozdawczość w zakresie prowadzonej ewidencji instalacji zbiorników asenizacyjnych. Gmina ma obowiązek kontroli/nadzoru gospodarstw wyposażonych m.in. w szamba. Ustawodawca w tym przypadku przewidział możliwość prowadzenia ewidencji w formie elektronicznej, która ma ułatwiać przeprowadzanie kontroli częstotliwości opróżniania szamb i sposobu pozbywania się nieczystości z POŚ, oraz ma wesprzeć proces opracowywania planu rozwoju sieci kanalizacyjnej. W praktyce jedynie część gmin posiada ewidencję w formie elektronicznej, a niektóre nie posiadają jej wcale, co wykazała kontrola NIK. Często jednak to dokumenty od dawna nieaktualne, które nie uwzględniają ani nowego budownictwa ani rozwoju kanalizacji na terenie gminy! W 2017 roku NIK ustaliła, że w  kontrolowanych 20 gminach województwa lubuskiego sprzedano mieszkańcom łącznie ponad 9 mln m³ wody, ale odprowadzono tylko 5 mln m³ ścieków. Gminy nie posiadały informacji o sposobie oczyszczenia ścieków odpowiadających łącznej objętości ponad 4 mln m³ zużytej wody. Za potencjalny powód uznano fakt, że w blisko połowie skontrolowanych gmin nie prowadzono ewidencji szamb i przydomowych oczyszczalni ścieków lub robiono to nierzetelnie.

Gminy, nieczystości płynne i pandemia

Pandemia COVID-19 nie poprawiła sytuacji. W związku z nałożeniem na straż gminną dodatkowych obowiązków, gminy straciły praktycznie ostatnie narzędzie kontroli i weryfikacji informacji na temat szamb wśród swoich mieszkańców. Mając ograniczone zasoby i mnóstwo nieruchomości do skontrolowania, prawdopodobieństwo wykrycia anomalii jest niemal niemożliwe. Czy należy się zatem dziwić, że zaledwie co trzeci “metr” ścieków z obszarów nieskanalizowanych trafia do zlewni?

Wyzwania firm asenizacyjnych

Rynek firm asenizacyjnych jest na tym samym etapie rozwoju co pozostała część graczy tej przestrzeni usług komunalnych. Przedsiębiorcy nie wspierają się w codziennej pracy żadnymi nowoczesnymi narzędziami i usługami jak np. system asenizacja.online lub inne. Na co dzień wozacy pracują “na zeszytach”, nadal koncentrują się na obrocie gotówkowym i umowach ustnych ze swoimi klientami. W dobie przyspieszonej rozbudowy podmiejskich i nieskanalizowanych sypialni obłożenie grafików jest bardzo wysokie a czas, który powinni przeznaczać na obowiązki ustawowe znacznie obniża ich efektywność i rentowność. Niewydolność systemu kontrolnego zachęca ich jednak do ignorowania lub co najmniej bagatelizowania nałożonych przepisów prawa. Z czym mierzą się firmy asenizacyjne?

 

  1. Zaległości w płatnościach sięgające nawet kilkudziesięciu tysięcy zł. Rynek usług asenizacyjnych nadal opiera się o umowy ustne z klientami, ewidencja prowadzona jest “na zeszyt”, a operatorzy nie stosują żadnych narzędzi monitorujących rozliczanie należności. W efekcie skumulowania pojedynczych należności, które są niewspółmiernie niskie do czasu energii oraz kosztów ewentualnego egzekwowania na drodze sądowej, zadłużenie firm asenizacyjnych może sięgać kilkudziesięciu tysięcy złotych. Co gorsza, brak należytej reakcji na niewłaściwe zachowania klientów w ich rozumieniu staje się przyzwoleniem i wzmaga proceder jeszcze bardziej.
  2. Model zamawiania usług i ograniczona przewidywalność harmonogramu pracy. Proces zamawiania opiera się na tzw. “pilnych”, bardzo emocjonalnych telefonach, niejednokrotnie powodujących stres i problemy komunikacyjne. Użytkownicy szamb nagminnie zwlekają do ostatniej chwili z zamówieniem usługi wywozu nieczystości, a nawet z kontrolą ich poziomu w zbiorniku. Firma asenizacyjna, chcąc utrzymać swojego (najczęściej) stałego klienta, zmuszona jest bardzo elastycznie podchodzić do swojego planu pracy.
  3. Ograniczenia ilości ścieków na zlewniach. Dobrze zarządzane i prężnie działające firmy asenizacyjne niekiedy spotykają się z formalnymi ograniczeniami ich aktywności na rynku. Zdarza się bowiem, że zlewnie nakładają limity dzienne zrzutów i odmawiają przyjmowania wszystkich dowozów. W przypadku przedsiębiorstw, które świetnie odnajdują się w branży może to powodować wyhamowanie skalowania i rozwoju biznesu. Niektóre gminy uniemożliwiają działalność operacyjną firm asenizacyjnych, które nie posiadają umowy współpracy z lokalną oczyszczalnią (np. firma współpracuje z oczyszczalnią z sąsiedniej gminy).
  4. Zakolejkowanie zlewni. Na terenach aglomeracyjnych gdzie sieć kanalizacji jest niewydolna lub zbudowano wiele nieskanalizowanych osiedli, przestój w pracy kierowcy w dniach z największym obłożeniem zlewni (np. przed weekendem, świętami itd.) może trwać nawet 2 godziny. Dla najbardziej przedsiębiorczych firm to strata potencjalnych klientów i czasu, czyli w efekcie pieniędzy.
  5. Pandemia COVID-19. Mimo że to wyzwanie dotknęło praktycznie każdą branżę, rynek usług asenizacyjnych nie mógł ograniczyć swojej działalności. Konieczne było błyskawiczne zaadoptowanie się do sytuacji i dalsze prowadzenie działalności operacyjnej pomimo wprowadzanych obostrzeń. Konieczne było zapewnienie bezpieczeństwa pracowników i ograniczenia kontaktów z klientem do niezbędnego minimum.
  6. Zacofanie technologiczne i archaiczne rozwiązania formalne. Rynek od lat cierpi na brak znaczących innowacji, nie jest też odpowiednio dofinansowany, przez co trudno oprzeć się wrażeniu jakby jego rozwój zatrzymał się wiele lat temu. Firmy asenizacyjne nie korzystają z nowoczesnych urządzeń monitorujących wozy, takich jak nawigacja GPS, czy opomiarowanie rzeczywistej ilość ścieków w beczce. Brak zaledwie wspomnianych rozwiązań niesie za sobą ryzyko powstawania różnic między ilością odbieranych ścieków, a stanem beczki i zrzutem na zlewni. Ma to bowiem wpływ na raportowanie do gmin, potencjalne ograniczenie kontroli obiegu wody, a nawet na reklamacje klientów. Wymienione przed chwilą raportowanie opiera się zresztą na kwartalnych sprawozdaniach, których przygotowanie jest czasochłonne, zwłaszcza gdy cała ewidencja prac prowadzona jest we wspomnianych wcześniej “zeszytach”. W zależności od biegłości raportującego zajmuje od kilku do kilkunastu dni. Warto pamiętać też o obowiązku dostarczania klientowi dokumentów potwierdzających wywóz nieczystości. Również one najczęściej sporządzane są naprędce i odręcznie. A wystarczy sobie wyobrazić, jak znacznie prostszym standardem mogłoby być automatyczne wystawianie dokumentów i wysyłanie ich na skrzynkę e-mailową właściciela szamba.

 

Na wszystkie wymienione wyżej wyzwania nakłada się dodatkowo brak zasobów ludzkich do wykonywania wymaganych zadań i aż prosi się o zastosowanie rozwiązań cyfrowych. Przedsiębiorstwa komunalne, borykają się też z ograniczonymi budżetami, co wywołuje szereg negatywnych konsekwencji. W obliczu takich wyzwań główni aktorzy tego rynku zdają się mieć

Palący problem

Sprawa kontroli obiegu wody w Polsce w ostatnich latach nabierała coraz większej wagi. O ile w ciągu pandemicznych miesięcy z oczywistych przyczyn temat zniknął z pierwszych stron gazet, o tyle problem pozostał i stał się jeszcze bardziej palący. Nieubłaganie zbliża się bowiem termin przedstawienia statusu realizacji tzw. “dyrektywy ściekowej”, do czego Polska zobowiązała się wchodząc w struktury Unii Europejskiej. W uproszczeniu mówiąc, jej celem jest włączenie w sieć kanalizacyjną możliwie największego obszaru miejskiego.

 

Od lat z Komisją Europejską prowadzone są negocjacje o wydłużenie terminu realizacji założeń osiągnięcia odpowiedniego poziomu skanalizowania obszarów aglomeracyjnych. Został on ujęty w Krajowym Programie Oczyszczania Ścieków Komunalnych (KPOŚK). Od czasu ostatniej aktualizacji statusu, KE istotnie podważyła jednak polskie raporty i wskazała na niepokojąco wysoki poziom niezrealizowanych zobowiązań. W najbliższym czasie rządzący i samorządowcy będą mieli mnóstwo pracy z dostosowaniem się do najnowszych wytycznych. Z związku z niniejszym oczekiwana jest szósta już aktualizacja KPOŚK, która ma zaprezentować cele i zadania na najbliższe lata.

 

Alternatywnym i akceptowalnym przez Komisję Europejską rozwiązaniem powyższego problemu jest zwrócenie należytej uwagi na dostępne sposoby oczyszczania ścieków, czyli szamba i POŚ. KE potwierdziła, że tam gdzie kanalizacja nie będzie opłacalna, taka infrastruktura będzie alternatywą i dopełni wymogów unijnych. Warunkiem takiego wdrożenia jest jednak skuteczny monitoring tych obszarów, weryfikacja stanu faktycznego zbiorników oraz nadzór nad procesem wywozu nieczystości i zrzutu na zlewniach. Jak nigdy dotąd obszar ten może stać się kluczowy dla jednostek gminnych. One same natomiast będą musiały liczyć się z konsekwencjami niewykonania założeń największego krajowego programu z obszaru ścieków.

Czas na skok cywilizacyjny

Rozwój rynku usług komunalnych, ze szczególnym wskazaniem na usługi asenizacyjne oraz nadzór nad obiegiem wody w Polsce, zatrzymał się w miejscu kilkadziesiąt lat temu. Brakuje w nim nowoczesnych procedur w niemal każdym jego obszarze, boryka się z ograniczonymi zasobami i coraz silniejszymi naciskami ustawodawczymi, zwłaszcza tymi kierowanymi z Brukseli. Co jest nie bez znaczenia, w błyskawicznym tempie wzrasta też świadomość ekologiczna Polaków.

 

Palący problem jakości wód w kraju od dawna nie został rozwiązany z powodu niewydolnego systemu. W czasach powszechnej dostępności nowych technologii, umożliwiających realizację nawet najbardziej skomplikowanych potrzeb, również ten obszar wymaga natychmiastowego zagospodarowania. Niewątpliwym wsparciem będzie też wprowadzenie zmian legislacyjnych, prowadzących do zastosowania nowych technologii w kontroli oraz opomiarowaniu obiegu nieczystości na obszarach nieskanalizowanych. Zwłaszcza że dedykowane rynkowi rozwiązania już istnieją.

 

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Autor

 

Wojciech WItowski - dyrektor rozwoju biznesu w Ścieki Polskie sp. z o.o., dostarczającej na rynek asenizacyjny dedykowane rozwiązania z zakresu nowych technologii, wspierające gminy, firmy asenizacyjne i użytkowników szamb w optymalizacji i digitalizacji procesów, a także poprawie jakości nadzoru nad obiegiem wody w Polsce.

Chcesz częściej nas odwiedzać?

Subskrybuj Wodociągowca!

Redaktor Wodociagowiec.pl Dodany dnia: 20 kwietnia 2021 22:45
  • Komentarze (0)
    Image placeholder

    Podobne artykuły

    Zobacz inne artykuły z tej kategorii.

    PRZETARG: Gmina Złotoryja

    Opracowanie dokumentacji projektowej dla zadania pn. Przebudowa i rozbudowa sieci wo…

    Wymiana floty w Raciborzu

    Nowoczesny pojazd ciśnieniowy trafił do służby

    To jeden z najwybitniejs…

    Kanał Augustowski ma 200 lat

    Świebodzin: instalacja k…

    Nawet 600 tys. zł oszczędności na kosztach energii elektrycznej